Powrót rugbistów z alpejskich szczytów

W sobotę nad ranem, krakowscy rugbiści wrócili do domów po treningowo - narciarskim obozie w Ramingstein w Austriackich Alpach. Trener Andrzej Kozak postawił na tygodniowe, bardzo ciężkie przygotowanie kondycyjne, które zawierało w sobie długie marszobiegi, całodniową jazdę na nartach oraz wieczorne treningi na boisku. Już za tydzień Smoki wrócą do zajęć z piłką, gdyż pierwszy mecz po przerwie, przewidziany jest na 7/8 marca w Pruszczu Gdańskim, z tamtejszymi Czarnymi.

Zdjęcie grupowe z obozu w Ramingstein

Najważniejszym i najcięższym elementem obozu, były trzy marszobiegi z Ramingstein (1000 m.n.p.m.) do odległego o niemal 10 kilometrów i położonego na wysokości 2000 m.n.p.m. Karneralm. To jednak nie był zazwyczaj koniec. Podczas pierwszego treningu, Smoki musiały dodatkowo wspiąć się na pierwszy z pobliskich szczytów, by później przejść granią do kolejnego, najwyższego ponad tą doliną (około 2200m.n.p.m) i robiąc obszerną pętlę zawrócić do zaprzyjaźnionego pensjonatu w Karneralm, gdzie już czekała gorąca herbata. Ta część trasy sprawiała duże trudności ze względu na głęboki śnieg, który choć sprawiał wrażenie nieźle ubitego, wielokrotnie zapadał się pod rugbistami.

Podczas drugiego treningu było jeszcze ciężej. Po przybiegnięciu pod pensjonat, Krakowianie wspinali się na znany już, pierwszy szczyt. Tym razem musieli jednak pokonać tę trasę aż 3 razy. Po wejściu na górę, należało zejść do punktu wyjścia i od nowa rozpocząć wspinaczkę. Trener Andrzej Kozak pozostawił rugbistom wolną rękę co do formy zejścia, w związku z czym, większość zawodników zaopatrzyła się w nylonowe worki, na których z łatwością pokonywała drogę do podnóża góry. Mimo to cały trening kosztował każdego z uczestników wiele energii. Sprawdzał również wytrzymałość psychiczną, która pozwalała iść, kiedy nogi odmawiały już posłuszeństwa.

Trzeci i ostatni marszobieg był na czas i kończył się metą w pensjonacie. Rugbiści startowali co 2 minuty, rozpoczynając od tych, którzy do tej pory najwolniej pokonywali dystans do Karneralm, a kończąc na najszybszych. Kilka dni wcześniej spadł śnieg, który osłabiał przyczepność na śliskiej drodze w górę, dodatkowo utrudniając bieg zawodnikom.

Ostatecznie wzięło w nim udział 21 zawodników, którzy uplasowali się na następujących pozycjach:

1. Kajetan Cyganik
2. Grzegorz Zawojski
3. Mateusz Ingarden
4. Tomasz Świadek
5. Maciej Sokołowski
6. Marcin Sokołowski
7. Tomasz Nowak
8. Konrad Jarosz
9. Jerzy Głowacki
10. Maciej Mączka
11. Jakub Sajdak
12. Oskar Skowronek
13. Waldemar Nawrot
14. Grzegorz Kiraga
15. Piotr Kulesza
16. Patrik Leroch
17. Jacek Bielawski
18. Marcin Siemaszko
19. Dariusz Smoleń
20. Marek Odoliński
21. Radosław Gajda

Jazda na nartach również stanowiła dla rugbistów sporą dawkę wysiłku. Doskonale przygotowane stoki, słoneczna pogoda i wielość wyboru tras, nie pozwalały na odpoczynek. Szusowanie trwało od rana do późnyxh godzin popołudniowych i przynosiło nogom równie wiele zmęczenia, jak bieganie po górach. Mateusz Ingarden, który jest nie tylko rugbistą, ale i instruktorem narciarskim, udzielał swoim kolegom cennych uwag i prowadził całkiem sporą szkółkę, złożoną z zawodników i osób towarzyszących. Jak wiadomo Smoki lubią wyzwania, więc dużym powodzeniem cieszyły się czarne trasy, włącznie z tą, ochrzczoną jako Mordor, gdzie niemal pionowy stok, pokryty był dla dodatkowego utrudnienia muldami. Rugbiści wyjeżdżali również chętnie poza ubite trasy, by tam próbować swoich umiejętności. W tych eskapadach przodował wielbiciel wszeliego rodzaju kotłów i nieprzetartych szlaków, prezes klubu Leszek Samel. Liczne upadki podczas jazdy na całe szczęście były niegroźne, a wzbudzały jedynie salwy śmiechu.

Podczas wieczornych treningów na boisku, Salwator Juvenia głównie trenowała nowe rozwiązania taktyczne. Formacja młyna skupiła się na stałych fragmentach gry, natomiast atak, pod okiem Jaroslava Tomcika, ćwiczyła grę defensywną oraz liczne warianty defensywne.

Obóz trzeba uznać za bardzo udany, zarówno pod wsględem sportowym, jak i towarzyskim. Po raz pierwszy rugbiści zabrali ze sobą osoby towarzyszące - rodziny, dziewczyny i narzeczone, co pozwoliło na dodatkową integrację w kręgu zawodników. Obecność drugich połówek niewątpliwie również dopingowała do osiągania jak najlepszych wyników podczas treningów.