NIE MA TAKIEGO BICIA!, czyli mocne uderzenie na początek rundy

Goście z Warszawy ‘dostali’ 10 przyłożeń, stracili kilku zawodników, a grę prowadzili przez minutę trzydzieści. Tu właściwie można by skończyć, gdyby nie to, że naprawdę jest o czym pisać

fot. Tomasz Plenkowski / GONGA RUGBY

Jeżeli ktoś liczył, że Legia wywiezie z Krakowa chociaż punkt – srogo się zawiódł. Jeżeli ktoś zakładał powtórkę z Warszawy, czyli wyrównany mecz walki – srogo się zawiódł. Jeżeli ktoś chciał zobaczyć starą Juvenię, która ma problemy z płynnym układaniem akcji i zdecydowanym wykorzystaniem słabości przeciwnika – i tu bez niespodzianek – srogo się zawiódł.

Mecz stał pod znakiem udanych debiutów. Po raz pierwszy w ligowym meczu zagrali dwaj zawodnicy – Fidżyjczyk Usaja Navia (zdj.) oraz Kostya Bezvediev z Ukrainy. Należy dodać, że debiutów bardzo efektownych, bo pierwszy z nich zdobył aż cztery przyłożenia, a drugi dołożył kolejne dwa. O ile dwa przyłożenia zawodnika grającego na pozycji numer 8 nie powinny dziwić, bo młyn Juvenii nigdy nie miał problemów z wdzieraniem się w pole punktowe rywali, to najstarsi górale kibice nie pamiętają tak skutecznych skrzydeł. Na marginesie można też wspomnieć o debiucie w wyjściowej piętnastce Staszka Stopki (filar), który był ważnym elementem bezwzględnie dziś dominującego młyna krakowian.

W rugbowym żargonie krąży powiedzenie, że atak zagra tyle, na ile pozwoli mu młyn. Dzisiejszy mecz był tego doskonałą ilustracją. Zawodnicy młyna pokazali serię dynamicznych wejść , które skutecznie angażowały nieco ospałą obronę warszawian. Dzięki temu zawodnicy ataku mieli dużo czasu na przećwiczone kombinacje, co zaowocowało w sumie aż 8 przyłożeniami graczy tej formacji – poza Usaią dwa razy piłkę położył Marcin Sokołowski, a po razie – Artur Fursenko i Konstantyn Soboliev.

Nie da się jednak ukryć, że w tej przysłowiowej beczce miodu jest też miejsce na łyżkę dziegciu. Trener Marek Odoliński miał pełne prawo zwrócić swoim zawodnikom uwagę na brak koncentracji, który owocował częstym wypadaniem piłki do przodu – nawet w tak prostych sytuacjach jak przyjęcie piłki po kopnięciu przy wznowieniu gry ze środka (!) – i kilkoma zupełnie zbędnymi karnymi.

Drużyna Legii ma więcej powodów do zmartwień niż sam wynik. Poza kolejnymi kontuzjami w tej i tak już mocno przetrzebionej drużynie, brakowało szybkości rozegrania i asekuracji w obronie, dzięki czemu sprawny atak Smoków wchodził w szyki obronne gości jak w masło. Z drugiej strony, pomimo fatalnego przebiegu meczu, gościom nie brakowało ambicji, czego najlepszym dowodem punkty przyłożone w końcówce.

Sędzia często musiał sięgać po gwizdek ze względu na liczne błędy obu drużyn, natomiast trzeba przyznać, że gra była czysta (skończyło się na jednym "żółtku" Maćka Bielawskiego), a licznie zgromadzeni kibice nie mogli narzekać na poziom widowiska.

RzKS Juvenia Kraków – RC Regia Warszawa 60:7 (29:0)
Juvenia: Usaia Navia 20 (4P), Kostya Bezverkhyi 10 (2P), Marcin Sokołowski 10 (2P), Artur Fursenko 5 (1P), Konstantyn Soboliev 5 (1P), Bartłomiej Sierant 10 (5pd).
Legia: Jakub Krzemiński 5 (1P), Daniel Żółkowski 2 (1pd)