Trener pierwszej drużyny Juvenii, Konrad Jarosz miał okazję przez tydzień obserwować treningi i przygotowania profesjonalnego zespołu Connacht. Z Irlandii przywiózł masę wiedzy, którą ma nadzieję przenieść na krakowski grunt i uczynić z Juvenii jeszcze mocniejszy zespół.
Zacznijmy od początku. Powiedz, jak to się stało, że wylądowałeś w klubie Connacht na tygodniowym stażu trenerskim?
- Pojawiła się propozycja od Łukasza Nowosza, trenera Skry Warszawa, który zapytał czy jestem zainteresowany krótkim, tygodniowym stażem w Irlandii. Obserwacją zespołu, przygotowującego się do meczu w Heineken Champions Cup. Decyzja oczywiście była „na tak” i udało się pojechać.
W jakich zajęciach mieliście okazję uczestniczyć?
- Praktycznie nie było żadnych ograniczeń, więc mogliśmy nawet obserwować pracę fizjoterapeutów. Zajęcia odbywały się na siłowni, nie brakowało analiz treningów oraz oczywiście treningów na boisku – zarówno pierwszej drużyny, jak i akademii.
Wiemy jaka przepaść dzieli profesjonalne kluby i nasze zespoły ligowe, ale powiedz, co najbardziej Cię zaskoczyło w przygotowaniach, czy organizacji irlandzkiej ekipy?
- Najważniejsze chyba jest to, że choć dla wszystkich zawodników klubu jest to praca, traktują ją jak zabawę. Humory im dopisują zarówno kiedy przychodzą do klubu koło godziny 7-8 rano, jak i gdy wychodzą o godzinie 15:00. Dobre nastroje nie opuszczają ich również w trakcie zajęć, ale potrafią rozgraniczyć czas na zabawę i skupienie na wykonywanych zadaniach. Koncentracja i zaangażowanie w trening to pełen profesjonalizm. Bardzo zaangażowany jest również cały sztab trenerski, który wykonuje ogrom pracy bez zawodników, przygotowując i opracowując zajęcia. Praktycznie codziennie odbywają się konsultacje trenera młyna, trenera obrony, trenera ataku i trenera kopów z trenerem głównym. Razem przyglądają się materiałom dostarczonym przez analityków. W sztabie jest w sumie 16 osób i każdy ma co robić.
Jak wygląda typowy dzień takiego zawodnika, który przychodzi do „pracy” na 7:00 rano i wychodzi o 15:00?
- Zajęcia są bardzo zróżnicowane. Każdy zawodnik potrzebuje popracować nad pewnymi elementami, więc często są to treningi indywidualne z trenerem przygotowania fizycznego, obrony, czy ataku. To często krótkie, nawet 20-minutowe jednostki, gdzie pracują np. nad pozycją ustawienia w młynie. Sporo zajęć odbywa się na siłowni, gdzie odbywa się również rozgrzewka przed wyjściem na boisko –zawodnik wychodzi więc na murawę gotowy do zajęć. Każdy ma również możliwość skorzystania z pomocy fizjoterapeuty, których w klubie pracuje pięciu albo sześciu. Na bieżąco rozwiązują problemy z drobnymi urazami. W ciągu dnia, między treningami jest też czas na wspólny lunch, a osobno wydzielone jest pomieszczenie z odżywkami dla zawodników. Nie brakuje też czasu na analizę materiału wideo z treningów i meczów, który jest selekcjonowany i rozsyłany indywidualnie do każdego gracza. Następnie rugbiści przychodzą na spotkanie z trenerami z notesem, gdzie mają wypisane swoje uwagi i notuję uwagi sztabu. Można powiedzieć, że studiują i znają potem każdy wykonany przez siebie ruch na treningu.
Dzień kończy wspólny trening? Czy harmonogram się różni?
- Wspólny trening jest codziennie. Ten na boisku trwa około 40-50 minut efektywnej pracy, do której są już wcześniej przygotowani. Czas trwania każdego ćwiczenia jest rozpisany co do minuty i skonsultowany z trenerem przygotowania fizycznego. On wyznacza, jak długo szkoleniowcy mogą eksploatować zawodników. Bardzo często rano jest trening obrony, czasem ataku, czy wspólne zajęcia z elementami przygotowania motorycznego na boisku lub siłowni. Jest ich naprawdę dużo i z tego co obliczyłem każdy gracz pracuje około 3-4 godzin dziennie.
Mieliście okazję obserwować zespół Connachtu przed mecze ze Stade Toulousain. Czy w dzień przed spotkaniem plan treningowy jest inny? Coś się zmienia w porządku dnia?
- Plan pod dany mecz realizowany jest przez cały tydzień. To nie jest tak, że naprawiają błędy na ostatnią chwilę, podczas ostatniego treningu. Zajęcia dzień przed meczem to już zebranie całej wiedzy, przekazanie planu gry z wyszczególnionym każdym punktem zachowania na boisku. Nie dzieje się jednak nic wyjątkowego. Po wspólnych zajęciach czasem niektórzy zawodnicy zostają, by indywidualnie dopracować jeszcze kluczowe dla nich elementy – kopy, podania, złożenie do szarży, czy samo wejście w kontakt.
Czy mogliście podpatrzeć elementy, które możecie przenieść na polski grunt? Tajniki, których nie da się zgłębić, nie otrzymując szansy wejścia na zaplecze jednego z profesjonalnych klubów?
- We wtorek wzięliśmy udział w spotkaniu trenerów, gdzie był analizowany system obrony. Zawsze analizują ostatni mecz, lub swój ostatni bezpośredni pojedynek z danym zespołem. Już podczas tego spotkania dowiedzieliśmy się w jaki sposób będą chcieli zaskoczyć zespół z Tuluzy. Na każdy mecz są przygotowane drobne, dodatkowe rozwiązania, bo przecież nie można radykalnie zmieniać całej strategii gry. Poznaliśmy więc kilka takich drobnych elementów, które potem zawodnicy zastosowali w meczu i mogliśmy to zaobserwować.
Jakie wrażenie zrobiło na Was samo widowisko? Connacht przegrał co prawda z Tuluzą 7:21, ale mecz był bardzo zacięty. Jaka atmosfera panowała na tym kameralnym stadionie?
- Przede wszystkim stadion w Galway ma być w przyszłym roku gruntownie przebudowany i powstanie tam zupełnie nowy obiekt. Co ciekawe wokół boiska jest tor do… wyścigów psów. Krótko po ostatnim gwizdku zjeżdżały się na parking samochody i rozpoczynały się psie gonitwy. Taka ciekawostka, natomiast podczas samego meczu na trybunach panuje świetna atmosfera. Nie ma miejsc siedzących – tylko stojące, więc kiedy zajmie się miejsce 10 minut przed meczem, to praktycznie nie da się z niego wyjść, bo po powrocie już na pewno będzie zajęte. Tak, jak na większości stadionów rugby, wszyscy bardzo pozytywnie kibicują, jest atmosfera pikniku.
Czy na tym poziomie widać relację między zawodnikami i kibicami? Czy oni też podchodzą po spotkaniu do trybun, rozmawiają z ludźmi?
- Tak. To nas zaskoczyło, bo w obu drużynach grały gwiazdy światowego formatu, a bardzo łatwo wchodzą z kibicami w towarzyską relację, rozmawiają, żartują. Również podczas naszego pobytu w trakcie tygodnia byli bardzo otwarci. Pytali skąd przyjechaliśmy, czy trzeba nam w czymś pomóc, czy chcemy, żeby coś nam pokazali, gdzieś zaprowadzili. Nie ma dystansu między kibicem, a zawodnikiem.
Skorzystaliście z takiej okazji? Któryś z zawodników coś zrobił specjalnie dla Was?
- Tak, choćby łącznik młyna Connachtu, poświęcił mi kilkanaście minut. Specjalnie został po treningu, żeby pokazać tzw. box kicki. Tłumaczył na czym polegają, jakie szczegóły są w nich najistotniejsze, dlaczego wykonuje je tak, a nie inaczej. Mogłem też wykonać kilka nagrań jego techniki.
Podsumowując, co najważniejszego przywieźliście z Łukaszem Nowoszem z Irlandii. Z takich elementów, które można przełożyć na naszą rzeczywistość?
- Dla mnie najważniejsze było zobaczenie, jak pracują profesjonalni trenerzy. Jak przygotowują się do zajęć. Nauczyło mnie to, że trzeba bardziej pracować i lepiej przygotowywać swój warsztat pod zajęcia. Trzeba wprowadzać dużo większą intensywność podczas treningów i skupić się na rzeczach prostych – podstawach rugby. Oni w ten sposób właśnie pracują. Nie poświęcają czasu na skomplikowane, trudne rozwiązania, tylko doskonalą podstawy rugby. Dlatego powinniśmy cały czas pracować nad indywidualnymi umiejętnościami zawodników. Wywiozłem z Irlandii ogrom wiedzy i mam nadzieję, że sporo z niej uda mi się wykorzystać w pracy z Juvenią.