Juvenia bez przełamania

Sobotnie starcie Juvenii Kraków z Edach Budowlanymi Lublin w 11. kolejce Ekstraligi Rugby zapowiadało ogromne emocje i rzeczywiście nie brakowało ich od pierwszej, do ostatniej minuty. Największą niespodzianką było pojawienie się na boisku trenera Konrada Jarosza, który zagrał na pozycji łącznika młyna. Mimo dłuższej przerwy, były reprezentant Polski, szarpał, świetnie kierował grą swoich podopiecznych, a nawet zdobył przyłożenie. To jednak nie wystarczyło, bo Smoki w końcówce oddały zwycięstwo, przegrywając 17:20 (10:3).

Wynik sobotniego starcia otworzyli goście, po tym jak trzy punkty z rzutu karnego zdobył Smilko Debrenliew. Potem jednak inicjatywa przeszła w ręce gospodarzy. Fenomenalnie spisywał się Dylan Kruger. Młynarz Juvenii kilkakrotnie przerywał linię korzyści rywala i popisywał się długimi rajdami. Swoje zaangażowanie zwieńczył przyłożeniem. Kilka minut później, po maulu autowym lukę w obronie przy linii autowej dostrzegł Konrad Jarosz i popędził na pole punktowe. Patrykowi Sakwie wiatr przeszkodził w celnym podwyższeniu, więc na tablicy pojawił się wynik 10:3.

Trener krakowian zaskoczył wszystkich kibiców pojawiając się w wyjściowej piętnastce zespołu, ale cel był jasny: zmotywować zespół do walki, będąc na placu gry. – Czuję się przynajmniej 15 lat młodszy, bo w żyłach wciąż gra adrenalina, ale pewnie jutro odczuję efekty tego spotkania. Cieszę się, że mogłem zagrać z chłopakami, których obserwuję odkąd stawiali pierwsze kroki w rugby – mówił po meczu Jarosz.

Wpływ szkoleniowca był wyraźny. Smoki zdecydowanie odzyskały iskrę. Również na początku drugiej połowy nie brakowało zaangażowania. W jednej z akcji, Michał Jurczyński podniósł zgubioną przez rywali piłkę i po fantastycznym rajdzie podał tuż przed polem punktowym do Bartłomieja Janeczko. Kapitan biało-niebieskich wpadł na pole punktowe. Chwilę później podwyższył Dylan Kruger, który dość nieoczekiwanie pojawił się w roli kopiącego.

Juvenia prowadziła 17:3, ale w tym momencie coś się zacięło. Kilku zawodników musiało opuścić boisko z kontuzjami. Zszedł również Konrad Jarosz, ustępując miejsca nominalnemu łącznikowi młyna Jakubowi Spórnie. Równocześnie Budowlani zaczęli coraz mocniej pracować młynem, zyskując przewagę w tej formacji. Kolejne błędy krakowian i proste straty piłki nie pomagały w utrzymaniu korzystnego wyniku. Tymczasem lublinianie najpierw wykorzystali rzut karny, a potem dwa razy przedarli się na pole punktowe. Dwukrotnie tej sztuki dokonał wiązacz Michał Musur, a celne podwyższenia Smilko Debrenliewa dały gościom prowadzenie 20:17.

W końcówce wydawało się, że Juvenię stać na to, żeby szarpnąć i zdobyć przyłożenie, ale w kluczowych momentach sędzia odgwizdywał błędy krakowian. Po jednym z nich Budowlani przejęli piłkę i kopnęli w aut kończąc zawody.

- Jesteśmy w trudnej sytuacji, bo przegraliśmy kolejny mecz z rzędu. Będziemy starali się teraz podnieść morale w drużynie i szukać zwycięstwa w innym spotkaniu – powiedział krótko wyraźnie zawiedziony Konrad Jarosz.

Juvenia Kraków – Edach Budowlani Lublin 17:20 (10:3)
Juvenia: Dylan Kruger 7, Konrad Jarosz 5, Bartłomiej Janeczko 5
Budowlani: Michał Musur 10, Smilko Debrenliew 10
Żółte kartki: Paweł Warzecha, Jakub Rapacz (Juvenia), Bartłomiej Jasiński, Louis Karsten (Budowlani)

Juvenia: Mariusz Tumiel (Marcin Siemaszko 43’), Dylan Kruger (Krzysztof Jopert 62’), Jakub Kijak (Krzysztof Pszyk 30’), Juan van der Westhuizen, Jakub Syska, Krzysztof Gola (30’ Maciej Dorywalski), Marcin Morus (Kacper Wiśniewski 73’), Alwyn van Vuuren (Kacper Wiśniewski 55’ – zmiana czasowa), Konrad Jarosz (Jakub Spórna 62’), Mateusz Polakiewicz, Jakub Rapacz, Michał Jurczyński, Bartłomiej Janeczko, Patryk Sakwa, Paweł Warzecha.

Budowlani: Marcin Mazur, Oskar Rudziński, Robizon Kelberashvili (Sylwester Gąska 52’), Kudakwashe Nyakufaringwa, Bartłomiej Jasiński, Jakub Dec (Wojciech Król 52’), Dominik Tomaszewski, Michał Musur, Louis Karsten (Kazembe Kuziwakwashe 35’), Wojciech Brzezicki, Patryk Jasiński (Piotr Więckowski 38’), Michał Węzka, Smilko Debrenliev, Stanisław Kasprzak, Maciej Grabowski.

Fot. Marta Jarecka-Kościelniak