W jednym z najważniejszych meczów fazy grupowej tegorocznych mistrzostw świata w rugby, reprezentacja Nowej Zelandii wzięła odwet za porażkę w ćwierćfinale poprzedniego turnieju i w obecności 60 000 widzów pokonała na Eden Park Francję 37:17 (19:3). Był to 100. występ kapitana All Blacks - Richie McCaw.
Ta konfrontacja elektryzowała kibiców i media już od momentu ogłoszenia grup podczas rywalizacji na mistrzostwach świata w Nowej Zelandii. All Blacks mieli w historii wyjątkowego pecha do Francuzów. W 1999, w składzie ze słynnym Jonah Lomu, mieli ich "na widelcu", a mimo to pechowo przegrali, tracąc w drugiej połowie aż trzy przyłożenia. W 2007 roku, podczas ćwierćfinałowego meczu na turnieju we Francji ponownie prowadzili i znów zwycięstwo uciekło im w drugiej połowie.
Spotkanie na własnej ziemi, na stadionie, na którym All Blacks nie przegrali od 1994 roku (właśnie z Francuzami) miało być więc wielkim rewanżem. Przed meczem całe miasto mieniło się od trójkolorowych i całkiem czarnych koszulek. Kibice spontanicznie reagowali na swoje stroje, padali sobie w ramiona, tańczyli tradycyjną hakę i walczyli na piosenki. Kolorowy tłum o 20:30 zasiadł już na trybunach Eden Park i zamilkł, kiedy Nowozelandczycy wykonywali hakę. Jak wyjątkowy był to mecz świadczy fakt, że odtańczona została po raz pierwszy na mistrzostwach świata specjalna haka Kapa-o-Panga, a nie tradycyjna Ka-Mate. Potem rozpoczął się oszałamiający doping, który zagłuszył nawet pierwszy gwizdek sędziego.
Francuzi pogrozili rywalom palcem już w jednej z pierwszych akcji, kiedy po wypracowaniu przewagi z prawej strony lukę wykorzystał Parra. Łącznik próbował przekopu, a chwilę później miał okazję zdobyć punkty po drop goalu, ale... trafił w słupek. Francuzi mieli wyraźną optyczną przewagę i praktycznie nie opuszczali nowozelandzkiej połowy. All Blacks wystarczyło jednak jedno przełamanie, by wyjść na prowadzenie. Główną rolę odegrał Ma'a Nonu, który potężnym wejściem przerwał obronę Francuzów i został zatrzymany dopiero tuż przed polem punktowym. Szybkie rozegranie przez Dana Cartera sprawiło, że piłkę na skrzydle otrzymał Adam Thomson i przyłożył ją tuż przy chorągiewce. Podwyższenie Cartera było minimalnie niecelne.
Podopiecznych Grahama Henry'ego wyraźnie obudziło to przyłożenie, gdyż już w 17. minucie ponownie zawitali na francuskim polu punktowym. Tym razem Carter doskonale zagrał piłkę do środka, gdzie piłkę otrzymał Cory Jane. Skrzydłowy zostawił na murawie dwóch Francuzów i zdobył kolejne przyłożenie. Choć pozycja była równie trudna, jak w poprzednim przypadku, tym razem Daniel Carter popisał się skutecznością, podwyższając na 12:0.
Obrona Francuska nagle zaczęła przypominać szwajcarski ser, a All Blacks grali z niesłychaną lekkością i po 20 minutach prowadzili już 19:0 po przyłożeniu Israela Dagga. Trójkolorowi gubili się, psuli rozpoczęcia, a kopy Morgana Parry co chwilę nakrywał, któryś z obrońców. Dodatkowo zawodnicy Marca Lievremont poruszali się jak muchy w smole, nie mieli pomysłu na rozegranie akcji ofensywnych i próbowali ratować się kopami za plecy przeciwnika.
Przed końcem pierwszej połowy dwukrotnie bliski szczęścia był Israel Dagg, który raz został powstrzymany tuż przed polem punktowym po pięknym obiegnięciu obrony, a chwilę później otrzymał wydawałoby się idealne podanie na przecięcie obrony, ale sędzia dopatrzył się minimalnego "przodu". Ostatnie punkty w tej części meczu zdobyli Trójkolorowi. Dimitri Yachvili wykorzystał karnego, po tym jak łokciem "zahaczył" go Jerome Kaino. Dość niespodziewanie nowozelandzki rwacz nie otrzymał żółtej kartki, która zdecydowanie mu się należała.
Drugą połowę od mocnego akcentu rozpoczęli All Blacks. Sonny Bill Williams niczym taran uderzył w linię obrony rywala i podał na kontakcie do Dana Cartera i choć ten został zatrzymany, po kontynuacji i indywidualnym wejściu, swoje drugie przyłożenie zanotował Israel Dagg. Pewne podwyższenie Cartera dało Nowozelandczykom prowadzenie 26:0, a karny wykorzystany kilka minut później zdystansował Francuzów o kolejne trzy "oczka".
To co działo się na Eden Park było prawdziwą magią. Gospodarze turnieju rozgrywali akcje, które co chwilę pobudzały 60 000 kibiców do jeszcze bardziej wytężonego dopingu. Carter po mistrzowsku rozgrywał piłkę, a w ataku błyszczeli Sonny Bill Williams, Ma'a Nonu i Richard Kahui. Fantazja i lekkość zgubiły jednak All Blacks w 54. minucie, kiedy podanie łącznika ataku przechwycił Maxime Mermoz i przez nikogo nie zatrzymywany popędził na pole punktowe. Podwyższenie Yachviliego pozwoliło Trójkolorowym odzyskać oddech i wrócić do gry.
All Blacks nie zamierzali jednak pozwolić rywalom na dobre się rozkręcić. Francuzów utemperował drop goalem Dan Carter na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem, dając swojej drużynie wygodną 22-punktową przewagę. W końcówce ponownie zerwali się Trójkolorowi, którzy choć nie grali ładnie, próbowali wymęczyć przyłożenie w angielskim stylu, czyli mocnymi wejściami młyna obok przegrupowania. Udało im się to po kolejnym młynie dyktowanym i rozegraniu szybkiego karnego. Przyłożył Francois Trinh-Duc,a podwyższył Yachvili.
Ostatnie słowo należało jednak do All Blacks, którzy błyskawicznie odpowiedzieli na stracone punkty. Po akcji od skrzydła do skrzydła, tuż przy chorągiewce zameldował się Sonny Bill Williams, ustalając wynik spotkania na 37:17.
Na wielkie wyróżnienie w tym meczu zasłużył Conrad Smith, który sprowadzał na ziemię każdego rywala i w obronie miał stuprocentową skuteczność. Największe wrażenie na kibicach zrobiła jego szarża na potężnym Imanolu Harinordoquy, którą cofnął Francuza ponad 10 metrów. Problemem Nowozelandczyków przed ćwierćfinałem może być kontuzja Adama Thomsona. Być może do gry powróci już wówczas leczący uraz Kieran Read.
Nowa Zelandia - Francja 37:17 (19:3)
Nowa Zelandia: Carter 12, Dagg 10, Thomson 5, Jane 5, SB Williams 5.
Francja: Mermoz 5, Trinh-Duc 5, Yachvili 7.
Zobacz relację video na stronie Rugby World Cup
Źródło: RugbyPolska.pl