Europejska drużyna po raz kolejny nie zdołała zatrzymać potęgi z południowej półkuli. Australia pokonała Walię 21:18 (7:3) w meczu o trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Nowej Zelandii. O ich zwycięstwie zadecydowała przede wszystkim doskonała defensywa i umiejętność zatrzymania potężnych środkowych ataku rywali.
Spotkanie Walii z Australią zapowiadało niesamowite emocje, które stały się udziałem kibiców na Eden Park juz od pierwszego gwizdka. Od początku do ataku rzuciła się drużyna Australii, spychając rywali do głębokiej defensywy. Walijczycy mieli spore problemy z utrzymaniem piłki i przez całe spotkanie, wielokrotnie wypuszczali piłkę do przodu na kontakcie.
Frontalne ataki Wallabies przyniosły pierwszy efekt w 12. minucie, kiedy Quade Cooper świetnie wpuścił w lukę Berricka Barnesa, a ten zameldował się za słupami, ułatwiając podwyższenie Jamesowi O'Connorowi.
Łącznik ataku Australii wyraźnie obudził się w meczu o trzecie miejsce i rozgrywał bardzo dobre zawody, co chwilę sprawiając spore problemy defensywie rywala. Zawodnik przeżył jednak tragedię w 21. minucie, kiedy kolano wykręciło mu się pod nienaturalnym kątem przy zwodzie i Cooper padł na murawę, a po chwili opuścił boisko prowadzony przez służby medyczne. Był to spory cios dla jego drużyny, zwłaszcza że kilka minut wcześniej Robbie Deans musiał zmienić Kurtleya Beale.
Jeszcze przed przerwą James Hook zdołał wykorzystać rzut karny, ale z dużej odległości spudłował Leigh Halfpenny i po pierwszej połowie Australia prowadziła 7:3.
Po wznowieniu minimalną przewagę miała piętnastka z Europy. W 49. minucie doszło do bardzo kontrowersyjnej sytuacji. James Hook urwał się obrońcom po lekkim kopie od Michaela Philipsa. Łącznik przekazał piłkę do Shane'a Williamsa, a sędzia nie zauważył, że było to podanie do przodu, nie przerwał gry i weteran zdobył swoje trzecie przyłożenie na mistrzostwach świata. James Hook spudłował podwyższenie, podobnie jak rzut karny kilka minut wcześniej i Warren Gatland szybko wprowadził w jego miejsce Stephena Jonesa.
Walia krótko cieszyła się z prowadzenia. Kolejne błędy na własnej połowie sprawiły, że James O'Connor miał okazję egzekwować kolejne rzuty karne. Młodziutki skrzydłowy Wallabies rzadko myli się z podstawki, a w piątkowy wieczór na Eden Park radził sobie całkiem nieźle, wykorzystując dwie próby z podstawki. Tym samym kopacz wyprowadził Australię na prowadzenie 13:8, a o kolejne trzy "oczka" powiększył je po drop goalu Berrick Barnes.
Na dziesięć minut przed końcem spotkania nadzieje Walii przywrócił Stephen Jones, wykorzystując rzut karny, ale to Wallabies stanęli przed szansą rozstrzygnięcia spotkania. James O'Connor wyprowadził kontrę, odegrał do Anthony'ego Faingaa. Adam Ashley Cooper, do którego trafiła piłka tuż przed linią pola punktowego został jednak zatrzymany przez Georga Northa.
Australijczycy pozostali jednak w ataku i nie minęły dwie minut, kiedy po świetnym odegraniu na kontakcie przez Saia Faingaa, niezatrzymywany przez nikogo, na pole punktowe wpadł Ben McCalman. Choć O'Connor nie podwyższył losy spotkania były już praktycznie przesądzone.
Walia nie zamierzała się jednak poddać i pokazała fantastyczną wolę walki oraz ambicję. Przez niemal pięć minut prowadzili atak złożony z ponad 30 faz, który na polu punktowym wykończył Leigh Halfpenny. Stephen Jones podwyższył, ale nikt nie cieszył się już z tych punktów, gdyż tuż po ich zdobyciu sędzia odgwizdał koniec spotkania.
Zobacz relacje video na stronie RWC 2011
Walia zarówno w półfinale, jak i meczu o trzecie miejsce cierpiała na brak Rhysa Priestlanda, słabą skuteczność z podstawki oraz zbyt dużą ilość błędów w przegrupowaniach. Właśnie te elementy zadecydowały, że mistrzostwa świata podopieczni Warrena Gatlanda zakończyli na czwartym miejscu. Wallabies być może nie zagrali tak pięknie, jak potrafią, ale popisali się naprawdę perfekcyjną obroną i przede wszystkim unieszkodliwili potężnych środkowych rywali, wielokrotnie zmuszając ich do błędu.
Na szyjach Australijczyków zawisną brązowe medale mistrzostw świata. Walia, która była rewelacją rywalizacji na antypodach, ze swoją młodą drużyną będzie z pewnością bardzo poważnym faworytem do mistrzostwa na turnieju za cztery lata w Anglii. W niedzielę natomiast poznamy mistrza świata, którego wyłoni pojedynek Nowej Zelandii z Francją.
Walia - Australia 18:21 (3:7)
Walia: Shane Williams 5, Stephen Jones 5, Halfpenny 3, Hook 3
Australia: Barnes 8, O'Connor 8, McCalman 5
Walia: 15 Leigh Halfpenny, 14 George North, 13 Jonathan Davies, 12 Jamie Roberts, 11 Shane Williams, 10 James Hook, 9 Mike Phillips, 8 Ryan Jones, 7 Toby Faletau, 6 Dan Lydiate, 5 Luke Charteris, 4 Bradley Davies, 3 Paul James, 2 Huw Bennett, 1 Gethin Jenkins (c).
Rezerwowi: 16 Lloyd Burns, 17 Ryan Bevington, 18 Alun Wyn Jones, 19 Andy Powell, 20 Lloyd Williams, 21 Stephen Jones, 22 Scott Williams.
Australia: 15 Kurtley Beale, 14 James O'Connor, 13 Adam Ashley-Cooper, 12 Berrick Barnes, 11 Digby Ioane, 10 Quade Cooper, 9 Will Genia, 8 Ben McCalman, 7 David Pocock, 6 Scott Higginbotham, 5 Nathan Sharpe, 4 James Horwill (c), 3 Salesi Ma'afu, 2 Tatafu Polota-Nau, 1 James Slipper.
Rezerwowi: 16 Saia Faingaa, 17 Ben Alexander, 18 Rob Simmons, 19 Radike Samo, 20 Luke Burgess, 21 Anthony Faingaa, 22 Robert Horne.
Źródło: RugbyPolska.pl