(..) W ilu polskich klubach rugby w sposób świadomy zarządza się produktem? W ilu klubach istnieje przynajmniej zalążek podejścia biznesowego i szukania modelu działalności, który oprócz wyniku sportowego stara się maksymalizować wynik finansowy? Ilu ludzi w polskich klubach wierzy, że wynik sportowy powinien iść w parze z wynikiem finansowym i nie chodzi tu w żadnym wypadku o zwiększenie dotacji od jednostek samorządu terytorialnego w zamian za jednorazowy sukces sportowy?
Niestety nie najlepszy przykład idzie z góry... Jakim produktem jest aktualnie, grająca coraz to lepiej reprezentacja Polski w Rugby? Jaka jest strategia wizerunkowa tej reprezentacji? W jaki sposób budowane są skojarzenia z nią? Czy każdy organizator meczu kadry ma pełną dowolność w tym zakresie?
Jeśli tak jest, to każdy mecz kadry to zupełnie inny produkt, za każdym razem innym ludziom dajemy do rąk nasz największy skarb i pozwalamy robić z nim co tylko chcą. Otrzymujemy kompletny brak jest wizerunkowej spójności. Chodzi tu o wspomniane przez Pana Łukasza Dziela opakowanie, którego nie ma! Mamy do zaoferowania coś ciekawego - "wnętrze", "mięso", którego nikt nie opakował, nikt nie ułożył o nim historii, nikt tej historii nigdzie nie sprzedał. Żenującego wyskoku z „Bogurodzicą” nie ma sensu już nawet tu przywoływać.
Produkt to "coś" + opakowanie. Chciałbym Związkowego specjalisty od marketingu zapytać z czym kojarzyć się ma Reprezentacja? Jakie emocje wyzwalać? Co w tym kierunku zostało zrobione? Jakie opakowanie wybrano?
Człowiek najpierw widzi opakowanie! Jeśli opakowanie go nie przyciągnie nie kupi produktu. Można się pomylić, wybrać złe opakowanie, ułożyć złą historię której nikt nie kupi. Ale nawet od takiej sytuacji dzieli nas długa droga, bo w rugby tego opakowania nie mamy wcale.
Jeśli na mecze kadry przychodzi mimo to po kilka tysięcy kibiców, a organizatorom udaje się od czasu do czasu na całym przedsięwzięciu nie stracić, to świadczy to tylko jak duży potencjał mamy w rękach, a nie zmienia to faktu że prawie w ogóle go nie wykorzystujemy!
Od tego momentu chciałbym jednak zachować porządek w tekście, wobec czego kwestie dotyczące Reprezentacji podlegającej Polskiemu Związki Rugby należy oddzielić od działalności klubowej która z definicji jest niezależna i w pełni suwerenna. Na działalności klubowej pragnę się właśnie tutaj skupić.
A jeśli mowa o klubach to oczywiście chodzi o Ekstraligę, która jako jedyna na dzień dzisiejszy może być traktowana jako potencjalny produkt. Raz jeszcze odwołam się do książki R. Panfila by przytoczyć źródła finansowania profesjonalnej działalności sportowej które stanowią:
- środki przeznaczone przez sponsorów w zamian za reklamy usług i uznanie społeczne
- środki za bilety i karnety wstępu w zamian za widowiskową i skuteczną grę
- środki uzyskane ze sprzedaży zawodników w zamian za wysoki poziom ich umiejętności
Autor nie wymienia tu środków przyznawanych przez samorządy, które w niektórych miastach oprócz wspierania sportu dzieci i młodzieży finansują także sport kwalifikowany. Odłóżmy jednak to źródło finansowania jako, mimo upływu czasu, wciąż nieidące w parze z jakimkolwiek potencjałem marketingowego klubu, a uzależnione często do lokalnych układów i tradycji.
Zastanówmy się na moment jednak jaki procent budżetów klubów ekstraligi stanowią wymieniony wyżej trzy punkty (bilety, sponsoring, transfery)?
Kwestię transferów można pominąć, gdyż te w polskich warunkach odbywają się zazwyczaj na zasadzie wypłacenia maksymalnego przewidzianego w przepisach ekwiwalentu. Zostają więc wpływy z biletów i te od sponsorów.
Tylko jeden klub w Polsce biletuje swoje mecze!
Jest to najsmutniejsza i najbardziej wymierna ocena PRODUKTU jaki kluby oferują odbiorcom. Na tym punkcie można zakończyć jakiekolwiek rozważania o zawodowej lidze rugby w Polsce. Kluby same obiektywnie „wyceniły” swój produkt. Zapewne w ogóle nie są zainteresowane jego sprzedażą albo nie wpadły na pomysł że można (trzeba!) to robić.
Kwestię pozyskiwania sponsorów trudno mi obiektywnie ocenić, gdyż są to zazwyczaj najpilniej strzeżone klubowe tajemnice. Obserwując trzy najlepsze kluby w Polsce, które od reszty dzieli co raz większy bariera, można stwierdzić, że nie jest z tym najgorzej. Nie mamy jednak pojęcia jakiego rzędu środki udaje się pozyskiwać z tego źródła, którzy sponsorzy finansują bezpośrednio działalność klubu, a którzy współpracują z nim na zasadzie barteru.
W tym miejscu wypadałoby zdefiniować także różnicę między sponsoringiem a mecenatem. Mecenat, który funkcjonuje już od starożytności, to bezinteresowna pomoc. Każda osoba prawna, która "po znajomości" wspiera klub, która lituje się nad klubem będącym na granicy upadłości, która pomaga dla zaspokojenia własnych ambicji to NIE SPONSOR. To mecenas, który pomaga bezinteresownie nie oczekując niczego w zamian.
Sponsor natomiast, to ktoś kto finansuje klub w celu uzyskania konkretnych korzyści. Te korzyści to głównie płaszczyzna reklamowa i pozytywne skojarzenia. Dzięki nim sponsor buduje przy pomocy klubu pozytywny wizerunek, upowszechnienia swoją markę i w efekcie zwiększa zyski. Ilu takich sponsorów jest w polskim rugby? Ilu jest sponsorów którzy inwestują w rugby bo otrzymali konkretną ofertę i płacą za konkretny produkt?
A może raczej wypadałoby zapytać ile klubów w Polsce dotarło do statusu prawnego, który pozwala im prowadzić działalność gospodarczą? Ile klubów w ogóle jest w stanie za jakąkolwiek usługę wystawić fakturę? Ile klubów w ten sposób pozyskuje fundusze na swoją działalność?
Pan Łukasz Dziel odwołuje się w swoim tekście do futbolu amerykańskiego. Jest to sytuacja o tyle kuriozalna, że mówimy o konkurencji w postaci organizacji, której organ prowadzący (Polski Związek Futbolu Amerykańskiego) nie widnieje na liście ministerstwa sportu, wobec czego ktoś uszczypliwy mógłby powiedzieć że jest to „wymysł” istniejący na równi z organizowanym kilka razy do roku po marką pewnego napoju energetycznego "zjazdem na byle czym".
Smutna i bolesna prawda jest taka, że mimo iż sport ten nie posiada unormowanej sytuacji prawnej, znacząco prześciga polskie rugby w dynamice rozwoju. Bez ministerialnych środków na reprezentacje i szkolenie młodzieży, ale za to pasją i zaangażowaniem wielu ludzi. Różnica bierze się właśnie z pokładów pasji młodych ludzi, którzy w całości tworzą grupę zajmującą się w Polsce futbolem.
Problem klubów rugby to moim zdaniem niestety działacze (albo jeszcze gorzej - ich brak), postrzegający sport w ramach, które wyczerpały się kilkanaście lat temu. Jeśli jest rzeczywiście tak, że w klubach za wszystko odpowiadają trenerzy, trzeba zapomnieć o jakiejkolwiek profesjonalizacji działań. Aktualnie mamy tu do czynienia z całkowitą stagnacją i brakiem perspektyw rozwoju.
Zgodnie z daną na początku obietnicą oprócz czczego gadania chciałbym zaproponować konkretne propozycję poprawy istniejącej sytuacji.
Pierwszym wyraźnym problemem klubów w rugby jest brak jakiejkolwiek delegacji obowiązków, a w efekcie odpowiedzialność jednoosobowa bądź zbiorowa za całość działań organizacyjnych w zakresie tworzenia produktu (nawet jeśli jest to tworzenie zupełnie nieświadome).
Przykładowa struktura kompetencji w klubie sportowym:
- Biuro prasowe (media, obsługa prasowa)
- Dział marketingu (strategia budowy produktu, promocja klubu i organizowanych wydarzeń/zawodników=produktów)
- Dział techniczny (organizacja zawodów)
- Dział sportowy (koordynacja szkolenia, zarządzanie zapleczem treningowym, sprzętem sportowym, licencje, zgłoszenia do rozgrywek)
- Dział finansowy (budżetowanie, bilanse, kontrola wykonania budżetu)
Do każdego z tych punktów podać należy przynajmniej 8-12 konkretnych kompetencji za które dana osoba odpowiada w klubie. Niestety, jak pisałem wcześniej, kluby to jednostki zupełnie niezależne i suwerenne. Same więc jeśli dziś działają źle, nie zmienią się, ale i niestety ponieważ nie grozi im utrata swojej pozycji ze względu na brak wymagającej konkurencji.
Brak tej konkurencji bierze się także ze specyfiki naszej dyscypliny, która jest sportem niezwykle trudnym, wielowarstwowym i wymagającym. Wszyscy obserwujemy, że czy to na poziomie krajowym czy na poziomie międzynarodowym zaburzenie istniejącego porządku sił (sportowych) wymaga w rugby dużo czasu, w związku z czym nawet jeśli mamy w Polsce młode, dobrze zarządzane kluby, to nie są one w stanie na płaszczyźnie sportowej zagrozić klubom o pozycji ugruntowanej wobec czego zachowany zostaje status quo pogłębiający kryzys całej dyscypliny.
Przeczytaj cały artykuł na RugbyPolska.pl
Mateusz Nowak - prezes Rugby Club Częstochowa, były zawodnik Juvenii Kraków