Juvenia Kraków zremisowała z Lechią Gdańsk 22:22 (12:22) w meczu drugiej kolejki Ekstraligi. Podział punktów z pewnością bardziej ucieszył gości, którzy w drugiej połowie grali pod ciągłą presją Smoków, szturmujących ich pozycje obronne. Gospodarzom zabrakło jednak doświadczenia i opanowania, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Trybuny Juvenii Kraków wypełniły się w niedzielę po brzegi. Już dawno ekstraligowej rywalizacji nie śledziło na Błoniach tak wielu kibiców. Według szacunku organizatorów i liczby sprzedanych biletów walkę Smoków z Lwami śledziło ponad 600 kibiców.
Ta liczba mogła podziałać na gospodarzy trochę onieśmielająco, bo już po kilku minutach prowadzenie objęła… Lechia. Strata punktów szybko otrzeźwiła Juvenię. Kilkudziesięciometrowym rajdem popisał się Jesus Canizales, który wpadł prosto za słupy, ułatwiając podwyższenie Robertowi Knowie. Kolejne przyłożenie i wykorzystany rzut karny pozwoliły Lechii odskoczyć na 15:7, ale wtedy ponownie, jak dobrze naoliwiony mechanizm zadziałał atak gospodarzy. Tym razem na polu punktowym zameldował się drugi z Wenezuelczyków Nestor Aguirre.
Tuż przed przerwą, gdańszczanie wykorzystali przewagę fizyczną zawodników młyna i po kilku przegrupowaniach przedarli się na pole punktowe, ustalając wynik pierwszej połowy na 12:22.
W drugiej odsłonie, od pierwszych minut Smoki złapały wiatr w skrzydła. Najpierw po rzucie karnym straty zmniejszył Robert Knowa. Chwilę później, piłka została perfekcyjnie rozegrana przez młody atak Juvenii, a na pole punktowe ponownie wpadł Jesus Canizales wybrany później MVP spotkania. Robert Knowa podwyższył i na tablicy wyników pojawił się remis 22:22.
Nikt nie domyślał się, że cztery „dwójki” pozostaną tam już do ostatniego gwizdka. Zwłaszcza, że podopieczni Konrada Jarosza nie przestawali naciskać. Niestety piłka dwukrotnie wypadła Smokom do przodu - już na polu punktowym i tuż przed nim. Jedna próba zdobycia punktów po karnym minimalnie minęła słupy, a druga nie została zgłoszona ze względu na gorącą głowę i chęć szybkiego rozegrania ataku. Lechia broniła się twardo i choć wyraźnie momentami brakowało jej sił, z pewnością nie można odmówić jej zawodnikom determinacji.
- To czego zabrakło nam dziś najbardziej to właściwa obrona. Za wysoko staraliśmy się szarżować. Powinniśmy, zwłaszcza przy takiej przewadze fizycznej rywala, schodzić nisko w nogi. Błędy były bolesne, ale takie mecze się zdarzają. Moim zdaniem wyglądało to dużo lepiej niż w meczu z Siedlcami. Szanowaliśmy piłkę, a w ataku byliśmy naprawdę groźni. Powtarzałem zawodnikom przed meczem, że jeśli mają piłkę, muszą grać twardo, a wtedy będą łamać linię korzyści i zdobywać punkty. Jest ogromny potencjał w tej drużynie i wiem, że wkrótce okrzepnie i zacznie zwyciężać – powiedział Conrad Boschoff, który pracował ze Smokami przez ostatnie trzy dni.
Konrad Jarosz nie krył po meczu złości, ale podkreślał również ogromne zaangażowanie swoich podopiecznych. – Najbardziej bolesny jest fakt, że drużyna zostawiła na boisku kawał serca. Walczyliśmy jak smoki, ale na własne życzenie nie wygraliśmy i zainkasowaliśmy dwa zamiast pięciu punktów. Mam nadzieję, że to doświadczenie pomoże nam odnosić zwycięstwa z jeszcze bardziej wymagającymi rywalami w kolejnych spotkaniach – podsumował szkoleniowiec.
Potencjał krakowskiej drużyny jest niezaprzeczalnie ogromny, o czym świadczy fakt, że średnia wieku formacji ataku, która wybiegła na boisko w meczu z Lechią Gdańsk wynosi niespełna 21 lat.
W kolejnym meczu Juvenia zmierzy się na wyjeździe z Orkanem Sochaczew. Tydzień później na własnym boisku podejmie Budowlanych Lublin.
Juvenia Kraków – Lechia Gdańsk 22:22 (12:22)
Juvenia: Jesus Canizales 10, Robert Knowa 7, Nestor Aguirre 5
Lechia: Paweł Boculak 7, Nika Panchulidze 5, Kacper Krużycki 5, Michał Krużycki 5
Juvenia: Krzysztof Pszyk, Krzysztof Jopert, Scott Clark, Tomir Wiertek, Jan Krawiec, Maciej Dorywalski, Grzegorz Goliński, Marcin Siemaszko, Grzegorz Gołębiowski, Robert Knowa, Jakub Rapacz, Nestor Aguirre, Michał Jurczyński, Bartłomiej Janeczko, Jesus Canizales
Zmiennicy: Jerzy Głowacki, Adrian Kościelniak, Leandro Narvaez, Dominik Słaby, Mariusz Tumiel, Maciej Sokołowski, Krzysztof Gola, Dariusz Janik